niedziela, 5 kwietnia 2009

Czesław Śpiewa: Powinno się trochę wyluzować [Wywiad]

Niemal rok temu nieznany szerzej Czesław Mozil wydał pod szyldem Czesław Śpiewa płytę zatytułowaną "Debiut" z tekstami pisanymi przez internautów. Prawie natychmiast uzyskał status gwiazdy, podbijając serca słuchaczy nie tylko muzyką, tak odmienną od papki, którą karmią nas media, ale też niezwykłą osobowością i nietypowymi koncertami.

Czesław przez ponad dwadzieścia lat mieszkał w Danii, jednak odwiedzał Polskę w miarę regularnie ze swoim zespołem Tesco Value. W tym czasie wydał dwiepłyty, których reedycje można dostać również u nas.

Właśnie ukazał się krążek "Songs for the Gatekeeper", który jest reedycją drugiej, niewydanej oficjalnie, płyty Tesco Value. Moim zdaniem to jak dotychczas najlepsze dzieło Czesława, które powinni docenić zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy jego twórczości. Niezależnie od tego, czy jesteś fanem baśniowego klimatu "Debiutu", takie utwory jak "Wheel of Progress", "Not the First Not the Last One" czy niesamowity "Along Came a Spider" muszą zrobić na tobie wrażenie. Między innymi o tej płycie rozmawiałem z Czesławem przed koncertem w Konińskim Domu Kultury.

Niedługo minie rok, odkąd przebojem, niejako znikąd zawojowałeś polski rynek muzyczny. Dziś jesteś postrzegany w kategoriach fenomenu, jedni Cię uwielbiają, drudzy wprost przeciwnie. Zastanawiałeś się nad tym, dlaczego wzbudzasz tyle emocji?- Na pewno to jest tak, że ludzie, którzy mówią, że to jest znikąd po prostu nie wiedzieli, że my 250 koncertów zagraliśmy przez ostatnie sześć. Graliśmy po całej Polsce i mieliśmy swoją bazę fanów, ale to był pierwszy taki oficjalny kontrakt. Natomiast, kiedy płyta się ukazała ludzie poszli do sklepów, kupili ją i nagle był szok „dlaczego? skąd?”. To jest takie ciekawe w polskim showbiznesie, że trzeba tańczyć w „Tańcu z Gwiazdami”, żeby się pokazać i potem wydać płytę. Ja funkcjonowałem w kręgach muzycznych, ludzie wiedzieli co to Tesco Value, co to za muzyka.

Natomiast wszyscy ci, co mnie nienawidzą, chyba nie byli na koncercie i do końca nie przesłuchali tej płyty. Może powinni kupić „Songs for the Gatekeeper", która więcej mówi o naszej twórczości. Jedna płyta to jest jedna płyta. Wszystko co się staje popularne ma swoich przeciwników. Gdyby Feel sprzedał mniej płyt, to nikt by ich nie nienawidził, a teraz jest moda, żeby nie lubić Feela, bo zespół stał się bardzo popularny. Gdyby płyta „Songs for the Gatekeeper” ukazała się trzy lata temu na polskiej scenie i gdyby to było w podziemu, to by był wielki szał. Teraz jestem pewien, że żadne takie alternatywne gazety nie chwycą tej płyty i nie będą o niej pisać dlatego, że Czesław Śpiewa to się już kojarzy z 60 tysiącami sprzedanych płyt, a skoro się sprzedało tyle płyt w Polsce, no to nie może być dobra muzyka.

Niektórzy postrzegają Cię jako zmyślnie pomyślany produkt marketingowy.
- Widzisz, ja sam o tym mówię, żeby dać jakiś dystans. „Ja spotkałem satanistów pięć lat temu, chciałem wydać płytę i zmieniłem imię z Piotrka na Czesław Śpiewa i nauczyłem się grać na akordeonie. To są moi muzycy i ja ich w ogóle nie znam, tylko był casting w Skandynawii”. Niech takie plotki żyją, bo to wtedy wszystko mówi o tych, co w te plotki wierzą. Ludzie chcą mieć ściemę. Tak, jak kiedyś powiedziałem na koncercie, że się nazywam Piotrek, to potem przez dłuższy czas to się tak rozgłosiło, że po koncertach przychodzili ludzie i pytali o ten prawdziwy autograf, nie o Czesia tylko o Piotrka. Ja mówię, żeby mieć jakiś dystans, dlatego, że jak człowiek ma mikrofon i jest w telewizji czasami, to nie znaczy, że wszystko co on mówi, to jest święte.

Od czasu premiery „Debiutu” zarówno dziennikarze jak i Twoi fani mają problem z klasyfikacją Twojej muzyki. W jakim dziale sklepu muzycznego umieściłbyś swoją płytę?
- Wiesz co, nie wiem, ale ja to nazywam teatralnym popem. To jest pop, na pewno. W tej chwili taka płyta, jak ta... Tesco Value było bardziej alternatywne, rockowe, a ta jest taka łatwiej dostępna. Dlatego na pewno znalazła swoją publiczność. Nie wiem, teatralny pop, pop-rock, alternatywa.

Mówisz, że jesteś przeciwny przeintelektualizowaniu sztuki
- Jak najbardziej, ale w tym sensie, że chodzi mi o takie wymądrzanie się, o tym co jest dobre, a co nie, dlatego, że tak naprawdę mnie kręci to co mnie rusza, co sprawia, że coś się dzieje ze mną. To może być od najprostszych rzeczy do bardzo, bardzo trudnych tematów. O to mi chodzi.

Uważasz, że muzykę powinno się odbierać bardziej intuicyjnie, że powinno się ją dzielić przede wszystkim na muzykę dobrą i złą, a nie tylko na gatunki?- Jak najbardziej. Przykładowo hip-hop - jeżeli nie słuchasz hip-hopu, to chyba nie słyszałeś dobrego hip-hopu, bo jest go mnóstwo (śmiech).

W jednym z wywiadów powiedziałeś nawet, że to jest w porządku, jeżeli jednego dnia masz ochotę słuchać Dody, a następnego Behemotha.- Ja powiedzmy Dody nie słucham, Behemotha więcej, ale na pewno można. Powinno się trochę wyluzować i tak samo, jak jedzenie - różne smaki mamy i całkowicie zdrowo jeść czasami różne rzeczy.

Nie miałeś żadnych rozterek sprzedając swój bar w Kopenhadze i poświęcając się niepewnej przecież profesji artysty alternatywnego?
- Ja zawsze grałem muzykę, mam studia muzyczne i zawsze byłem w tej niepewnej profesji. Były miesiące gdzie było więcej pieniędzy, były miesiące gdzie było mniej. A bar kupiłem, bo takie miałem marzenie, ale powiem ci szczerze, że tak obiektywnie chyba nie ma cięższej branży niż taka restauracyjna. Dlatego całkowicie nie żałuję, bo prowadzenie baru kosztowało mnie mnóstwo pieniędzy i mnóstwo pracy. W tej chwili jestem grajkiem. Mam nadzieję, że będę przyjeżdżał. Jak się skończy ten boom na Czesława, to mam nadzieję, że znajdę swoje miejsce na polskiej scenie muzycznej i będę działał, będę robił swoje płyty i będę grał koncerty dla tych ludzi, którzy kiedyś usłyszeli moje piosenki.

Dlaczego odmówiłeś występu w „Tańcu z Gwiazdami” i „Gwiazdach Tańczących na Lodzie”?
 - Inaczej bym nie pojechał na trasę jesienną, prawda? Za to musiałbym uczyć się tańczyć.

Coś za coś, bo być może przełożyłoby się to na sprzedaż płyt.
- Niekoniecznie. Udział w „Tańcu z Gwiazdami” nie sprawi, że twoja płyta się sprzeda. Nie będę mówił imion i nazwisk, ale mogę parę takich osób wymienić, które brały udział w ostatnich dwóch edycjach i niekoniecznie im się powiodło. Wydaje mi się, że to nie jest publiczność, która naprawdę chce mojej muzyki słuchać. Za to sądzę, że takie programy są dobre i miłe dla tych ludzi, którzy mają ochotę w tym uczestniczyć. To nie jest coś, co ja mam w tej chwili ochotę robić i nie wiem, czy będę miał ochotę, bo co bym napisał na swojej stronie internetowej? Że możecie mnie oglądać co niedzielę, ale głosujcie na mnie, bo inaczej wypadnę, ale trasy odmówiłem, i nie będę w tym czy tym mieście.

Sugerowałeś się jakoś tym, co by Twoi słuchacze pomyśleli o udziale w takich programach?
- No pewnie, że tak. Ja nie mam nic przeciwko showbiznesowi i telewizji i nie mam nic przeciwko braniu udziału w różnych programach. Tylko, żeby to było wiarygodne i żeby to miało coś wspólnego z tym co ja lubię na co dzień - muzyka, czy jakieś tematy, które mnie poruszają, co ja sądzę, że jest ważne. Przyznam, że taki „Taniec z Gwiazdami” mnie po prostu nie za bardzo ciekawi no i koniec. Ja nie potrafię tańczyć dobrze i też nie będę brał udziału w takim programie.

W czym jeszcze odmówiłbyś udziału? W Eurowizji?
- Tak, dlatego, że ja po pierwsze nie nadaję się na Eurowizję, nie mam takiego wokalu, żeby to było ciekawe na Eurowizję...

Ale taki Lordi, choć to inna bajka, też nie są zbyt mainstreamowym zespołem, a Eurowizję wygrali.
- No tak, ale ja nie chcę się porównywać do Lordi i sądzę, że Eurowizja dzisiaj nie jest tym, czym była kiedyś. Poziom piosenek nie jest taki jak był 10-15 lat temu. Kiedyś było coś całkowicie innego, jak Abba wygrywała, czy nawet rosyjscy wykonawcy w latach 80. Wtedy były hity. To było trochę jak Opole dawno temu. Eurowizja była ciekawa, tam były świetne piosenki, a teraz, no nie wiem. Czy ty sądzisz, że są świetne piosenki na Eurowizji?

Chyba ciężko byłoby jakąś znaleźć...
- Nawet jeżeli znajdzie się jedna piosenka, która jest fajna, to po co brać udział w czymś, co jest tak straszne? A gdybym ja brał udział w Eurowizji z jakąś fajną piosenką, to niekoniecznie ta piosenka zostałaby wyróżniona, bo to jest całkowicie inna stylistyka. Dlatego to nie jest coś dla mnie, niech ktoś inny się w to pobawi.

Śledzisz to, co dzieje się na polskim rynku muzycznym? Słyszałeś ostatnio coś godnego uwagi?
- Ja jestem fanem Marysi Peszek, jestem fanem Lao Che. Teraz taka kapela Kumka Olik wydała płytę. Znam chłopaków, też mi się bardzo to podoba. Camero Cat z Krakowa też będą wydawać płytę, zawsze byłem fanem Pogodno. Jest dużo tego, też BiFF, Budyń. Znam scenę polską i poznaję ją coraz bardziej, ale odkrywam też takie starsze rzeczy, jak Kora. Dopiero się zakochałem w Korze, a nigdy nie miałem możliwości tego słuchać. Dlatego, jak najbardziej odkrywam i na bieżąco uczestniczę i szukam w portalach co się dzieje.

Zagrałeś na płycie Hey "MTV Unplugged", a czy są jeszcze jacyś inni polscy artyści z którymi chciałbyś coś wspólnie nagrać?- Na pewno są, ale w tej chwili nie chcę o tym mówić i też nie wiem co to by była za propozycja. Mimo że jestem fanem wielu wykonawców, to nie zawsze by było dobrze dla nich albo dla mnie, żeby wspólnie coś zrobić. Współpraca z Heyem była cudownym przeżyciem i to się tak naturalnie trafiło, bo ja byłem i dalej jestem fanem tego zespołu i nie można sobie nic piękniejszego wyobrazić niż udział w takim Unpluggedzie, gdzie jest Kasia Nosowska i Hey. Dlatego to było cudowne, ale niekoniecznie mnie ciągnie do takich projektów w tej chwili.

Właśnie ukazała się reedycja drugiej płyty Tesco Value „Songs for the Gatekeeper”. Mówiłeś o niej, że kosztowała Was sporo łez i że jest to płyta ciemniejsza, bardziej mroczna. Co możesz więcej o niej powiedzieć?- To jest dziewięć kawałków, z których dwa chciałbym zrobić jeszcze raz po polsku w innej wersji na następnej płycie. Jest tam piosenka „Proszę się nie bać” o wszystkich małych chłopcach, co lubią się schylać, są tam takie piękne chórkowe korale, jest taka bardziej industrialna. Płyta od jedynki do dziewiątki, stanowi taki cały obrazek i bardzo jestem z niej dumny. Sądzę, że teksty są na wysokim poziomie. Ona jakoś nigdy nie zaistniała, bo nagraliśmy ją, zrobiłem mastering, wydrukowałem 500 sztuk, potem plan był, żebym szedł do jakiejś wytwórni z tym, ale tak się nie złożyło, bo nagle wpadła mała depresja. Zrobiłem krótką przerwę od tego wszystkiego i kupiłem bar. Ta przerwa od muzyki tak na poważnie to trzy lata trwała, a nie rok. Dlatego się cieszę, że ta płyta teraz będzie miała możliwość znaleźć więcej słuchaczy przez sukces projektu Czesław Śpiewa, dlatego, że jestem dumny z niej. Każdy krytyk takiego Czesia ewentualnie niech sobie posłucha tego.

Można powiedzieć, że ta płyta to takie uzupełnienie dla Twojego wizerunku?
- Jak najbardziej i to będzie świetna wizytówka. Ja będę chodził z tą płytą. Mogą ludzie gadać różne rzeczy, ja to dobrze znam. Sam, nie wiem przez ile lat w ogóle nie brałem Coldplay pod uwagę. Myślałem sobie „Coldplay? Każdy tego słucha, taki pop-rock”. Nagle skopiowałem płytę od kolegi, przyznam się, miałem ją na komputerze i pewnego dnia ją sobie puściłem i byłem zaszokowany, jak mi się to bardzo podoba. Nie jestem wielkim fanem Coldplay, ale to są naprawdę dobre popowo-rockowe piosenki, ale przez długi czas myślałem „Coldplay? Eee, tam” i na pewno mnóstwo osób też tak mówi o Czesław Śpiewa.

Przekonają się z czasem do Ciebie?
- Mogą się przekonać, ale to nawet nie jest moja walka, to nie jest moja gra, żeby się przekonali do życia, że czasami można lubić inne rzeczy. Teraz nie mówię o swojej twórczości, ale na pewno jak się ma takie podejście, to czasami też dużo rzeczy się traci w życiu.

Co z następcą „Debiutu”? Masz już jakieś pomysły, orientacyjny czas wydania?
- Zaczynamy nagrywać teraz latem w Tucznie koło Poznania. Kiedy ona się ukaże nie wiem, pewnie gdzieś wiosną 2010. Ona będzie bardziej popowa. Może mniej będą popowe aranżacje, ale mam takie piosenki, które są takie wiesz, „I mówią mi, że twoje serce tak chciałoby rozbawić się”. I takie rzeczy też chcę śpiewać.

Otrzymałeś aż siedem nominacji do Fryderyków 2009. Masz w związku z tym jakieś oczekiwania i czy w ogóle takie nagrody coś znaczą dla Ciebie?- Przyznam, że nie mam. Pewnie, że byłoby miło dostać jakąś statuetkę, ale ja też to biorę trochę symbolicznie, bo to nie jest gra. Nie wiem dlaczego tam nie ma Lao Che w tych nominacjach.

Ale i tak w tym roku jest sporo wartościowych nominacji.
- Podoba mi się to, że rynek muzyczny w Polsce się zmienił i to można mówić o 2008 roku, gdzie te większe wytwórnie we Fryderykach mają bardzo mało nominowanych. Dominują niezależne wytwórnie i to jest dobre, bo to dobrze świadczy o polskiej scenie muzycznej i o tym, że rynek się trochę zmienia. Polska muzyka jest cudowna i dobrze, że ona jest różna i są wykonawcy, którzy docierają bardzo szeroko. Jest ta nisza, ale też powoli znajduje ona większą publiczność.

Dziękuję za rozmowę.